Kwiat mimo, że jak ognia unikam żółtego, intrygował mnie cały czas podczas pobytu w Bieszczadach.
Jak na przydrożny chwast,jest całkiem duży (wielkości dłoni).
Jak na ironię rósł w miejscach trudnych do zatrzymania się samochodem. Dlatego zdjęcia robiłam wyjeżdżając z Polańczyka, na poboczu przy rozpędzonych samochodach.
Niesamowite są jego połacia, przypominają plantacje rzepaku.