Mój aparat nie chciał fotografować nieba, bo musiał mieć realny punkt odniesienia.
Tęcza była obiektem abstrakcyjnym i dla niego niewidocznym.
Dlatego na zdjęciach anteny lub inne obiekty, albo zdjęcia powycinane.
Ponieważ tęcza była olbrzymia, nie dało rady jej objąć na raz.
Sięgała od północy do południa.
Po deszczu pojawiła się w pełnej okazałości.
... i nawet podwójna tęcza.
... i jak pięknie lało zmywając pyłki brzozy.
.... i piękne odbicia słońca w oknach samochodów, i, w płynącej po ulicach wodzie.
... i mój biedny, zadekowany i wystraszony Miłek,
który przypomniał sobie, że są straszne burze.