Tycia, bo odchowana od maleństwa.
Obserwuje nadejście swojego pana.
Mordka nastawiona do miziania podbródka.
Za krótko, gdzie on idzie?
Szkoda, że zdjęcia nie oddają dynamiki ryku niezadowolenia.
Po usłyszeniu: jeszcze przyjdę- zamilkła.
Tycia zaprasza do odwiedzania łódzkiego ZOO.
Tu męski odpowiednik już nie tyci.
Ten to miał wszystko w tyle,
ale niedługo się obudzi, bo przywiozą śniadanie.
de første bilder er litt trist synes jeg , men det siste er mer hyggelig :-)
OdpowiedzUsuńHmm, patrzę na zwierzęta w Zoo i mam wrażenie, że widzę smutek w ich oczach.
OdpowiedzUsuńTycia urodziła się w Zoo więc nie zna ogromnych przestrzeni i polowania na zwierzynę...
Gdyby nie było Zoo to nigdy byśmy nie poznali tych wszystkich wspaniałych zwierząt.
Te instytucje uratowały wiele zwierząt, które już nie istnieją w naturze...
Pozdrawiam serdecznie:)
Bardzo lubię chodzić do zoo i obserwować zwierzęta. Ale jednocześnie żal mnie ściska, że muszę siedzieć w tych klatkach i każdego dnia znosić spojrzenia przechodniów.
OdpowiedzUsuńTycia nie zna przestrzeni sawanny, więc nie wie co straciła.
OdpowiedzUsuńTo odczucia człowiecze, dlatego ambiwalentne.
ZOO na świecie, nie raz chronią zagrożone gatunki. Jednak zwierzęta za kratami zawsze wyglądają smutno.
Smutne jest, że nie wszystkie ogrody zoologiczne dbają o zwierzęta w humanitarnym tego słowa znaczeniu.
Dzięki za odwiedziny.