Zawsze chciałem je zobaczyć w naturze,
jednak wyglądały zupełnie jak w ZOO.
Choć było to dokładnie w zeszły piątek, upał był identyczny.
Wiadomo żubr wie, gdzie znaleźć cień.
Trafiliśmy akurat na karmienie wierzbą, naturalnym antybiotykiem.
Czy wiecie, że żubr ściąga korę językiem i robi to z niesamowitą precyzją.
Te cienie, to niestety drut.
Jak się żubr wkurzy to nie tylko prycha, ale i tupnie nogą, jak w reklamie.
Do rezerwatu mieliśmy dwa podejścia.
Za pierwszym razem (na szczęście zamknięty samochód),
zaatakowały owady podobne do szerszeni, tylko bardziej rude.
Ponieważ dla mnie to walka na śmierć i życie oznajmiłam, że nie wysiadam.
Mój mąż nie bojący się, był jednak też pod wrażeniem,
bo waliły jak w szyby jak w "Ptakach".
Nie mogę znaleźć nigdzie, cóż to za ichniejszy błonkoskrzydły.
Może lepiej się orientujecie.
Jak widać drugie podejście było bezinwazyjne i nic mnie nie zeżarło.
Następnym razem inne zwierzęta.
Ostatnie zdjęcie z samochodu.
Niskie drzewa z powodu suszy sypią złotem.
Prawie wszystkie modrzewie są rude jak jesienią.
an impressive experience,
OdpowiedzUsuńhappy weekend
har aldri sett før slike dyr ! kult :-)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za wpis. Chociaż trochę nieczytelny.
OdpowiedzUsuńTeż chciałam zobaczyć żubry, więc pojechałam do Pszczyny, gdzie jest zagroda pokazowa, bo do Białowieży mam za daleko.
OdpowiedzUsuń