Było to w przeddzień Nocy Kupały w Płocku.
Przypomniało mi, puszczanie samodzielnie uplecionych wianków na Nerze
(wówczas śmierdzącym, bo ponad 50 lat temu) wraz z moją babcią.
Widowisko było zorganizowane po koncercie i to, w asyście policji, co widać na motorówkach.
Dwoje ludzi na łodzi puszczało wianki na Wiśle, ponad godzinę.
Ich ślad ciągnął się ponad 2 km.
Jak dla mnie super polska i bardzo widowiskowa tradycja.
Niechaj płyną do Bałtyku.
Niechaj płyną do Bałtyku.
Wygląda na to, że ludzie coraz częściej wracają do starych tradycji... Pięknie...
OdpowiedzUsuńWszystko ma jednak tę "drugą stronę" i to jest trochę smutne...
U nas Midsommar to święto! I chyba też bardzo stare... lubię je, bo niesie z sobą radość...
Pozdrawiam Halina
PS
Zmieniłam adres bloga, ale tylko adres i nazwę, czyli po kliknięciu "na mnie" powinno funkcjonować... :)
Dla mnie również wspaniała tradycja.
OdpowiedzUsuńU mnie w tym roku aura pokrzyżowała plany fantastycznej imprezy.
Padał deszcz, był porywisty wiatr i potworne zimno.
Pozdrawiam serdecznie:)
Niech płyną, ja nie puszczałam wczoraj wianków :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Nie dotrwałam w tym roku do wianków na Wiśle, świetnie uchwyciłaś :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Was zainteresowałam. Chyba się starzeję, bo przywołuję własne emocje z dzieciństwa.
OdpowiedzUsuńZazdroszczę widowiska...
OdpowiedzUsuńZapomniałam w tym roku o wiankach...
OdpowiedzUsuńExtra to wygląda na zdjęciach :-)