Wbrew pozorom łatwa góra, szczególnie gdy się dojeżdża autobusem do 5 stacji, wszystkich jest 10.
Jednak już po drodze zaczynają się problemy, czyli choroba wysokościowa.
Jak ktoś ma dużo kasy, zaopatruje się w tlen.
Góra się ceni, czyli wszystko jest totalnie drogie.
Europejczycy są nie przyzwyczajeni do zdobywania wulkanów.
Nie wiedzą co to jest lawa i pył wulkaniczy.
Dlatego bez kijów, każdy zdobywca zalicza kilka przewrotek i obtarć naskórka.
Japończycy co typowe dla narodu, pokrzykują " damy radę",
a to dodatkowo wkurza inne nacje.
Podstęp tej góry leży jeszcze w tym, że najpierw przypomina zakurzoną promenadę,
a później gwałtownie się wypiętrza.
Szczęście mają ci, którzy nie brną w deszczu i zimnie,
no i zobaczą upragniony wschód słońca.
Moja córka do nich należała.
Konie na ostatnich zdjęciach, to coś w rodzaju podwoźników do Morskiego Oka,
z których nigdy nie korzystałam,
jednak w tym roku pierwszy raz w życiu skorzystałam z wyciągu.
No cóż starość nie radość i nawet strach jest w stanie pokonać.
Jednak o tym kiedy indziej.