Muszę przyznać, że przygotowanie tego żarła zajęło mi dwa dni.
Najpierw gotowanie różnorodnych ziarn ryżu, kasz, pszenic, owsa, wyki, gryki i nasion.
3/4 wody na 1/3 ziaren na małym ogniu przez 20 min.
Po ugotowaniu przechowywanie pod przykryciem na ciepłej fajerce od gazu.
W miedzy czasie krojenie sadła dwóch biednych zwierzaczków na w miarę drobne części.
Następnie gotowanie sadła do wytopienia tłuszczu na małym ogniu przez około 4 godz,
niestety śmierdzi w całym domu.
W dalszej kolejności połączenie mas i ponowne zagotowanie.
Studzenie w domu a następnie w nocy na dworze.
Dzień kolejny.
Formowanie tłuszczowych kul i obtaczanie w ziarnach, aby się nie sklejały.
Zawijanie kul w folię spożywczą, a nie w sreberka. Nie mylić ze świstakami.
Układanie kul w foliowych torebkach.
Finał = się 50 sztuk.
Wszystko dzięki pomocy męża, na zdjęciu.
Ciekawe na ile wystarczy.
Mam nadzieję, że zima będzie łagodna i nie przyleci stado czyży.
W tamtym roku oskubały mnie z kasy na wiosnę.